Geoblog.pl    Izka    Podróże    Azja Płd-Wsch 2011    Malezja - Kuala Lumpur
Zwiń mapę
2011
31
paź

Malezja - Kuala Lumpur

 
Malezja
Malezja, Kuala Lumpur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14702 km
 
Dziś wolniejszy dzień. Postanawiamy zwolnić tempo zwiedzania, bo temperatura dała nam już wystarczająco w kość. Jedziemy na plac Merdeka. W centralnym miejscu (prawie) na strzelistym maszcie dostojnie (chyba z gorąca) powiewa flaga malezyjska. Oglądamy i podziwiamy budynki dookoła: pałac sułtana, muzeum tekstylne, budynki rządowe – wszystko w jednakowym (dla mnie mauretańskim) stylu. Przechodzimy do katedry Virgin Mary. Skromna, niewielka. Trwają przygotowania do jakiejś ceremonii. Przechodzimy dalej koło fontanny innej od wszystkich – woda leje się w niej z góry na dół! Cieszymy się przez chwilę ożywczym chłodem. Teraz pora na nowe wyzwanie – mamy do wysłania kartki pocztowe, więc kierujemy swoje kroki w kierunku poczty głównej, którą już mamy namierzoną na mapie. Miła, ale zakwefiona panienka (pani?) informuje nas, że właściwą dla nas skrzynką pocztową jest ta z numerem 4, więc wrzucamy do niej kartki i udajemy się na poszukiwanie starego dworca kolejowego, który po oddaniu KL Sentral przestał pełnić rolę głównej stacji. Zwiedzamy przy okazji małe „muzeum kolejnictwa” usytuowane w kilku salach oraz oglądamy wjeżdżający na peron pociąg z wagonem tylko dla kobiet (różowym, oznaczonym na zewnątrz „For ladies only”)! Ja protestuję! To jawna niesprawiedliwość! Dlaczego nie ma wagonów tylko dla mężczyzn?? Głód zawiódł nas do Chinatown (to tylko rzut turbanem). Wynajdujemy przyzwoicie prezentującą się garkuchnię, gdzie zamawiamy szyjkę gęsią (chyba!) nadziewaną Bóg wie czym (albo i On nie został o tym poinformowany). Do tego oczywiście nieśmiertelny ryż z różnymi dodatkami, Ania herbatkę a ja coś do picia, co zawiera ryż, cukier oraz wąskie pasemka czegoś zjadliwego. Okazało się to, po przestudiowaniu całego menu, że wybraliśmy najdroższą potrawę serwowaną w tutejszym przybytku uciech żołądkowych.

Doładowani energią ruszamy w kierunku dzielnicy indyjskiej, sycąc oczy kolorami strojów, świecidełek na wystawach, chłonąc egzotyczne zapachy. Snując się docieramy do Jalan Alor. Położone po obu stronach ulicy niezliczone bary, restauracje, knajpki kuszą; naganiacze zapraszają na „najlepsze w mieście coś-tam”. Decydujemy się na grillowaną płaszczkę, rzekomo dobrą. Z ostrożności wybieramy porcję o rozmiarze „small”. I tu popełniamy błąd! Powinniśmy zamówić XXL! Ale mądry Polak po szkodzie. Robimy sobie mały spacer dla zdrowia (i zrobienia miejsca na następną porcję) i wracamy do tej samej restauracji zamówić powtórnie sting ray (tym razem rozmiar większy), a obsługa poznawszy nas wybucha śmiechem. Mięso płaszczek jest niezwykle delikatne, chude, wprowadza nasze kubki smakowe w stan ekstazy. Może gdzieś w Polsce sprzedają grillowane płaszczki? Niezdrowo chodzić spać z tak pełnym żołądkiem, więc decydujemy się na spacer do Petronas. Dalej jeden przystanek kolejką i jeszcze troszkę spaceru z Ampang Park do naszego hotelu. Za oknem widać jak szczyty Petronas zaczynają się chować w oświetlonych kolorowymi reflektorami chmurach, więc staramy się to uwiecznić naszymi aparatami. I tak kolejny dzień dobiegł końca.



 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Izka
Izka
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 33 wpisy33 71 komentarzy71 307 zdjęć307 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
08.10.2011 - 07.11.2011