Na kilka dni nasze drogi rozeszły się: Ania i Zbyszek są w Malezji, a ja w Singapurze u dzieci i teraz jedyne co jest ważne, to nacieszyć się nimi, tak na zapas, żeby starczyło do następnego spotkania. Z Zosią wprowadziłyśmy dziś nieco zamieszania, bo umówione z Asia na sushi pomyliłyśmy susharnie - my objadałyśmy się w jednej, a Asia czekała w drugiej. Ja odzwyczajona od używania telefonu w Wietnamie i Kambodży zostawiłam beztrosko komórkę w domu. Skończyło się dobrze, odnalazłyśmy się w tej wielkomiejskiej dżungli.