Geoblog.pl    Izka    Podróże    Azja Płd-Wsch 2011    Siem Reap - jezioro Tonle Sap
Zwiń mapę
2011
26
paź

Siem Reap - jezioro Tonle Sap

 
Kambodża
Kambodża, Siem Reap
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11641 km
 
Kolejny świąteczny dzień na naszej wycieczce - urodziny Ani. Wszystkiego najlepszego i miłego dnia Aniu. Dzisiaj przeskok od odległej przeszłości, czasów Angkoru, do współczesności. Jedziemy nad jezioro Tonle Sap zobaczyć pływającą wioskę. Tuk tukiem jedziemy przez tereny popowodziowe, ten rok jest wyjątkowy pod tym względem, wody jest więcej i dłużej utrzymuje się na wysokim poziomie. Dojeżdżamy do miejsca, które trudno chyba nazwać przystanią, ale w którym zgromadzone są małe, chybotliwe łódki. Wsiadamy na jedną z nich. Jej właściciel precyzyjnie nas rozsadza, my z Anią po jednej stronie, na przeciwko nas Zbyszek, dokładnie wycentrowany. Po tych zabiegach nasze poczucie bezpieczeństwa co prawda drastycznie nie wzrosło, ale cało i sucho dopływamy do celu. Z powodu wysokiego stanu wody do dużej łodzi, którą wypłyniemy na jezioro przechodzimy po ułożonej z desek kładce. To też dość surwiwalowe przeżycie. Jezioro jest tak rozlegle, ze końca nie widać, woda sięga po horyzont. Przepływamy przez pływającą wioskę, po obu stronach domy, jedne bardziej zadbane, inne mniej. Niektóre wyglądają malowniczo i kolorowo z kwiatowymi dekoracjami jak w naszych ogródkach. Robimy sobie przerwę w nawodnej kawiarence, czekając na kawę relaksujemy się w hamaku. Hamaki tutaj są w każdym miejscu, może odpocząć turysta, a kambodżańczycy odpoczywają na nich dosłownie wszędzie, najbardziej fascynujący jest widok kierowcy tuk tuka, który w oczekiwaniu na swoich pasażerów, przywiązuje hamak w tuk tuku i drzemie. Kawa zaskakuje nas swoim rewelacyjnym smakiem, po kawiarni biega śliczny mały piesek, w jednej klatce siedzą dwa króliki, a w drugiej … kot. Okazuje się, że kawiarnia oferuje jeszcze inna usługę – spacer łódką po lesie namorzynowym. Dostajemy kapoki i w drogę. Płyniemy przez gęstwę drzew o mocno powyginanych konarach, a podściółka z zielonych roślin o dużych liściach faluje jak łóżko wodne. Krajobraz niezwykle malowniczy. Dopiero po powrocie dowiadujemy się, że pod nami było 7 metrów wody. Jedyną osobą, która rozmawia tu po angielsku jest student, właściciele to jego rodzina, on studiuje w weekendy, w pozostałe dni pomaga pracując w restauracji i uczy siostrę angielskiego. Znajomość angielskiego jest tu niezbędna żeby znaleźć pracę, w lepszych hotelach trzeba znać trzy języki – angielski, francuski i chiński. Po powrocie z wycieczki jemy obiad w hotelu i wyruszamy do miasta. Ostatnie obejście Old Marketu, do którego wchodzimy jak za karę, ale jednak coś tam wybieramy dla siebie. Teraz czas na przyjemności – idziemy na fish spa, ryby początkowo chętne do pracy szybko stają się ospałe. Chyba dzisiaj było za dużo klientów. No to trzeba popracować nad stopkami jeszcze bardziej – wchodzimy na masaż stóp I zamawiamy w pobliskiej kawiarni soki limonkowe. Gdy leżymy na fotelach, nasze stopy są w dobrych rękach, a my sączymy chłodny, orzeźwiający soczek czujemy pełnię szczęścia. Mile zakończenie dnia.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Izka
Izka
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 33 wpisy33 71 komentarzy71 307 zdjęć307 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
08.10.2011 - 07.11.2011