Geoblog.pl    Izka    Podróże    Azja Płd-Wsch 2011    Ho Chi Minh City (Sajgon)
Zwiń mapę
2011
17
paź

Ho Chi Minh City (Sajgon)

 
Wietnam
Wietnam, Ho Chi Minh City
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11081 km
 
Pobudka zaraz po siódmej rano, chyba wyspani udajemy się na zasłużone śniadanko. Co prawda dostaliśmy grzanki, dżem, wędlinę mocno przypominającą polędwicę sopocką, kawałek omleta i na deser ananasa. Czy to jest tradycyjne śniadania wietnamskie na Cat Ba? Zbyszek się przełamał i coś jednak wrzucił na ruszt. Po chwili odpoczynku zaproszono nas do „cooking class”, gdzie pomimo wakacji rozpoczęliśmy naukę. Przygotowywaliśmy spring – rolls (dla nie wtajemniczonych, to po prostu sajgonki). Poszło nam nad wyraz sprawnie, pierwsze 14 sztuk (łącznie) zrobiliśmy pod czujnym okiem szefowej tutejszej kuchni. Do tych prac zostaliśmy wyposażeni w fartuszki, czepki na włosy oraz jednorazowe rękawiczki foliowe. Co do czystości w kuchni też nie można było mieć żadnych uwag! Spisaliśmy wszystkie składniki, zwłaszcza te, które mogą być niedostępne w Polsce i uzbrojeni w karteczkę z wietnamskimi nazwami będziemy ich szukać na targu w Sajgonie. Zmęczeni pracą, by nie usnąć, udaliśmy się na zasłużoną ca phe nong voi sua dac (kawa, ale jaka!!). Jeszcze tylko szybkie pakowanie bagaży i już pora na lunch. Frytki i sałatkę jarzynową (jak nasza polska, z majonezem) zostawiliśmy w stanie nie naruszonym, natomiast wszelkie owoce morza zniknęły błyskawicznie w naszych żołądkach (jeszcze się zmieściły!). Ostatni rzut oka na pocztę internetową i pora się zbierać. W tym momencie dojechał autobus, z którego wysiadło dwóch białasów, a my zajęliśmy ich miejsca. Dojechaliśmy na przystań, na której wsiedliśmy do speedboat. Pomknęliśmy z szybkością około 50 km/h do Hai Phong, znów przesiadka do w busika, którym dojechaliśmy na lotnisko. Tu musieliśmy rozstać się z naszym przewodnikiem, przesympatycznym Wietnamczykiem, który był cały czas do naszej dyspozycji, opiekował się nami i odpowiadał na wszystkie pytania. Czuliśmy się rozpieszczani. W czasie oczekiwania na samolot Zbyszek dołączył do kręgu Wietnamczyków grających w jakiś rodzaj „zośki”. Szybko się uczył i myślę, że im zaimponował. Kolację zjedliśmy w samolocie, na lotnisku w Sajgonie odebraliśmy nasze bagaże, ale na razie tylko sprawiają nam kłopot. Bardzo wygodnie było przemieszczać się z małymi plecaczkami, szybko pakować, łatwo podjąć decyzję co na siebie założyć, bo nie było dużego wyboru. Zakwaterowaliśmy się w hotelu o 22.00 i szybciutko poszliśmy obejrzeć najbliższą okolicę. Ulica nasza i okoliczne pełne hotelików, a tuż obok spory bazar. Widzieliśmy już pierwsze karaluchy i szczury, ale że po ciemku to nie tak duży szok. Zdjęć znów nie zdążymy załączyć, bo sił i czasu brak, może jutro się uda.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
kRYSIA I MILKA
kRYSIA I MILKA - 2011-10-17 20:04
cześć to my.Jestesmy przerazone tym co jesz!!!!!!!
 
geminus
geminus - 2011-10-17 20:12
Nam w Sajgonie szczurek biegal pod stolikami w knajpie. Oni szczury traktuja jak zwierzeta domowe wiec spoko i luzik. Pozdrawiam.
 
Milka
Milka - 2011-10-17 22:30
Jakie to miłe, że ja nie muszę tak daleko lecieć i mogę przy kaloryferku delektować się Waszą relacją i fotkami.
i poproszę buteleczkę sosu rybnego.
A ja dzisiaj spacerowałam w kurtce, czapce i szaliku w kierunku Arki- brrr zimniutko i wieje jak w kieleckiem.
 
krysia
krysia - 2011-10-19 20:23
Izusia wolę jak lepisz pierogi..........a nie zajmujesz się jakimiś robalami.
 
 
Izka
Izka
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 33 wpisy33 71 komentarzy71 307 zdjęć307 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
08.10.2011 - 07.11.2011