Geoblog.pl    Izka    Podróże    Azja Płd-Wsch 2011    Singapur
Zwiń mapę
2011
04
lis

Singapur

 
Singapur
Singapur, Singapur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15653 km
 
Dzisiaj pierwszym punktem programu dnia był wyjazd do Ogrodu Botanicznego.
Znów wcześniejsza pobudka i spacer w poszukiwaniu przystanku autobusowego.
Ze wskazówkami Asi zmierzamy w dobrym kierunku, ale przy głównej drodze
wahamy się, w którą stronę mamy jechać, więc wyciągamy plan miasta.
Podchodzi do nas kobieta, która pyta czy się zgubiliśmy i pomaga nam ustalić 
dalszą drogę. Wsiadając do autobusu pytamy kierowcy, czy dojedziemy tą linią 
do celu, potwierdza, a później pamięta o nas i przystanek wcześniej
 informuje nas, że na następnym mamy wysiąść. Jesteśmy bardzo mile zaskoczeni
i żałujemy, że całą drogę jechaliśmy w napięciu, śledząc trasę, mogliśmy się 
odprężyć, usiąść wygodnie i zbierać siły na cały dzień - byliśmy, jak się 
okazało, pod dobrą opieką.
W ogrodzie botanicznym najbardziej zachwycił nas ogród orchideowy. Ilość 
gatunków i kolorów imponująca, co krok kolejne wzbudzają nasz zachwyt. Po
 tym kolorowym zawrocie głowy mamy krótkie spotkanie z Chopinem i George Sand oraz spacer po lesie deszczowym. Jesteśmy już na tyle zmęczeni i głodni, że 
chcemy jak najszybciej usiąść przy stole suto zastawionym jakimś pysznym
 azjatyckim jedzeniem, więc bez odpoczynku wyruszamy do centrum miasta. Po 
drodze okazuje się, że niektóre z podziwianych przez nas przed chwilą
 storczyków rosną sobie na trawnikach, a my traktowaliśmy je jak niezwykłe 
okazy. Bardzo już zmęczeni chodzeniem, włącznie z rundką dookoła Food
Republic, gdzie trzeba było dokonać wyboru dań spośród wielu proponowanych
 na różnych stoiskach, padamy przy kuchni chińskiej. Jemy zupę z pierogami z
 krewetek i kaczkę z makaronem, delektujemy się, a nasze nogi odpoczywają….
Zrobiło się tak przyjemnie, że Zbyszek niemalże ucina sobie drzemkę. 
Chcemy jeszcze tylko zajrzeć do baru sushi, na chwilkę, zerknąć. Ale 
utknęliśmy tam na dość długo. Talerzyki sunące po taśmie tuż obok nas kuszą, więc po chwili trzy rodzaje sushi lądują w naszych żołądkach, zalewane darmową (!) zieloną herbatką. A mieliśmy tylko popatrzeć! Zbyszek aż musi nas prosić, żebyśmy go stąd zabrały i to szybko, bo już zaczęła go nęcić kolejna porcja, inny rodzaj. Przemieszczamy się częściowo metrem, częściowo „per pedes” do Marina Bay. Oczywiście sesja zdjęciowa z drapaczami chmur w tle, sprawdzenie możliwości obejrzenia aktualnych wystaw w Art Science Museum. Czekanie na pokaz laserów na nadbrzeżu umilamy sobie pstrykając nocne zdjęcia. Sam pokaz nie powala nas na kolana – najkrótsza recenzja to chyba „obleci”. Ale to może spaczony gust po Hong Kongu… W drodze powrotnej do domu wpadamy jeszcze na występ zespołu z północnych Indii, który dał pokaz tańca w ramach Festiwalu kultury Indyjskiej, który ma tu potrwać jeszcze do 13.11.2011. Tak kończy się nasz kolejny dzień w Singapurze.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
miau
miau - 2011-11-05 00:04
Także uwielbiam jeść rekami.
Kiedy wracacie? Chyba pojutrze o ile dobrze pamiętam. Izunia w Singapurze to zapewne czuje sie już tak znajomo jak w Kołobrzegu. Bądźcie przygotowani na nasze 7 stopni.
 
Iza
Iza - 2011-11-05 16:37
Kto MIAUłby lepiej pamiętać niż Ty? ;-) W Singapurze jak w domu, więc żal wyjeżdżać, ale czas płynie i pora wracać do Polski.
 
 
Izka
Izka
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 33 wpisy33 71 komentarzy71 307 zdjęć307 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
08.10.2011 - 07.11.2011