Kolejny dzień bez bagażu, bo loty wietnamskich linii z Warszawy są co drugi dzień, nasze walizki przylecą do Hanoi jutro, gdy nas już tu nie będzie, bo rano wyjeżdżamy. My pojedziemy do zatoki Ha Long, a bagaż poleci do Sajgonu i tam na nas poczeka. Rano po pożywnej zupie pho w hotelu ciąg dalszy zwiedzania starówki. Przy okazji wstąpiliśmy na rybki, do polecanej przez różne przewodniki, knajpki rybnej Cha Ca La Wong – my też możemy polecić! No i oczywiście zakupy... Jakieś fikuśne koszulki wietnamskie, damskie spodenki przekładane w kroku, i bóg wie co jeszcze. Jesteśmy coraz bardziej odważni i dzisiaj kupiliśmy obranego ananasa od ulicznej sprzedawczyni i zjedliśmy banana zasmażanego w cieście na ulicy. Banan smaczny, Iza zalana (sokiem i olejem z ciasta....). Zakup butów dla Zbyszka – pani ze sklepu poznała nas i już wiedziała jaką cenę wystawić (taką samą jak dla Ani wczoraj). Nad jeziorem Ho Hoan Kiem mnóstwo młodych par robiących sobie zdjęcia ślubne – jakoś tak się zdarzyło, że i my znaleźliśmy się na jednym z nich, chociaż na przyjęcie nas nie zaproszono... Pod wieczór spotkanie z Maćkiem. No i się zaczęło .... Na dobry początek wyjazd do wioski wężowej. Tu skonsumowaliśmy jakieś dwie kobry, co powinno być widać na zdjęciach. Wszystkie części (nawet zmielone kości) jadalne za wyjątkiem skóry (tak twierdzi Zbyszek). Krew z kobry z dodatkiem wietnamskiego bimbru całkiem znośna, by nie powiedzieć, że wyśmienita! Serce kobry działa rzekomo dobrze na potencje (ale to Zbyszek sprawdzi dziś w nocy...). No i powrót do Hanoi na „Hanoi by night”. Zaczęliśmy od jakiejś „młodzieżowej” knajpki, w której uraczono nas jednodniowym piwem oraz grillowaną skórą ze świni w dodatku doniesioną z konkurencyjnej restauracji. Po tym odwiedziny w „ukrytej kawiarni” z widokiem na jezioro Odzyskanego Miecza (pół królestwa i księżniczkę temu, kto tam trafi bez takiego przewodnika jakiego my mieliśmy). Wyśmienita kawa ca pfe sua nong! Musimy coś takiego rozpropagować w Polsce. Rarytas! Myślicie, ze wróciliśmy grzecznie do domu? Guzik...Odwiedziliśmy knajpkę, w której spróbowaliśmy kultowego drinka B52 (niech Maciek wyjaśni szczegóły), później jeszcze spotkanie z Australijczykiem w Long Play przy Mohito i około 02.15 o własnych siłach dotarliśmy do hotelu.