Jak to zazwyczaj bywa, z „niewielkim” opóźnieniem wyjechaliśmy 11 października z Mielca. „Szybki” nocleg u Ani brata w Ożarowie. Rano 12 X meldujemy się na lotnisku Fryderyka Chopina. Że przedmioty są złośliwe, to wiemy. Ale jak się okazuje loty również. Drobne 1,5 godziny opóźnienia w wylocie i przeżyliśmy narastająca obawa, czy zdążymy na przesiadkę we Frankfurcie. Na razie „wisimy” na wysokości 10.000 m z hakiem nad ziemią, a w zasadzie to wleczemy się około 800 km/h. I jesteśmy dobrej myśli, że zdążymy.